sobota, 30 lipca 2016

od Christophera - CD Natashy

W życiu Therese zawsze liczyły się tylko dwie rzeczy: OSWE i jej ojciec. Jakiegokolwiek rodzaju znajomości czy różnie pojmowany, czas wolny nie miał zwyczajnie racji bytu. Istniała jedynie praca, którą wykonywała do puki mięśnie nie zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Odnajdywanie celu, likwidacja, zdawanie sprawozdania. Człowiek, pistolet, komputer. W kółko i w kółko to samo. 
Wszyscy doznali więc głębokiego szoku, gdy pewnego razu na jeden z rodzinnych obiadów Therese przyprowadziła wysokiego mężczyznę. Sean z początku sprawiał wrażenie osoby niezwykle otwartej i wręcz łaknącej kontaktu z innymi ludźmi. Nawet więc Christopherowi zaczęło nasuwać się pytanie dlaczego ktoś taki, miesiąc po tamtym obiedzie ożenił się z Therese. Szybko się jednak okazało, że Sean znalazł się we właściwym dla siebie miejscu. Mężczyzna bowiem miał niezwykły dar pojawiania się znikąd i zadręczania wszystkich swoją obecnością. Na pierwszy rzut oka interesujący, jednak po dłuższej znajomości upierdliwy, niczym wrzód, którego w żaden sposób nie da się pozbyć. Wręcz idealnie wpasowywał się w pełną indywiduów rodzinę Cunninghamów, wciśnięty między tyrana, a plastikową lalkę.
Swoim więc zwyczajem, Sean cichaczem wślizgnął się do małego pokoju, gdzie Natasha przykładała Christopherowi mrożone owoce i od razu zaczął nawijać.
- Wszystko w porządku? Jestem lekarzem, więc pozwólcie, że to obejrzę. Naprawdę dobrze się na tym znam. Często przywożą do mojego szpitala pokiereszowanych żołnierzy OSWE. Pod takim kontem nic nie zobaczę. No, już odchyl nieco głowę.
Christopher siedział jednak zupełnie nieruchomo z miną obrażonego dziecka i co chwila rzucał Natashy błagalne spojrzenia, żeby pozbyła się stąd Seana. 
Młody lekarz zdawał się zupełnie nie zauważać, że jego obecność nie jest pożądana i mimo wyraźnego sprzeciwu swojego pacjenta, uważnie zbadał sińca.
- To nic poważnego. Naprawdę. Szybko powinno zniknąć. Uwierz mi. Therese raz wróciła do domu z taką śliwą, że ledwo ją poznałem. Słowo daję! I...
Nagle rozległo się czyjeś znaczące kaszlnięcie. Wszyscy jak na komendę spojrzeli w kierunku drzwi, gdzie stał zgarbiony Marcus.
- Ja i Aurelie już się zbieramy. Miło było cię poznać Natasho. - Mężczyzna odwrócił się powoli. - Byłbym zapomniał. Ojciec chciał porozmawiać z tobą na osobności, Christopherze.
_______

Anthony stał na pustym balkonie i palił papierosa. Jego zimny wzrok omiatał podświetloną fontannę i ludzi, którzy wylegli na zewnątrz, gdy tylko przestało padać.
- Nie będę prawił bezsensownych kazań, synu. Takie rzeczy nigdy do ciebie nie docierały - westchnął Anthony i odwrócił się przodem do Christophera, który miał w tamtym momencie ochotę zapaść się pod ziemię. - Powiem więc tylko raz. Przynajmniej w towarzystwie nie przynoś mi wstydu. Przynajmniej kiedy ludzi na mnie patrzą.


- Dobrze - wykrztusił Christopher z trudem powstrzymując natłok myśli.
- Dobrze? To jest twoja odpowiedz? Nie interesuje mnie, że miałeś powody by uderzyć tamtego mężczyznę. - Mentalne wiertło zaczęło borować umysł młodszego z mężczyzn. - Takich spraw nie załatwia się na oczach innych ludzi. - Christopher zatoczył się z bólu.
- Przestań... proszę... 
Anthony podszedł ostrożnie do syna i przytrzymał mu głowę tak, żeby spojrzeli sobie prosto w oczy.
- Jeszcze raz spróbujesz w mojej obecności zrobić coś głupiego, a zaboli cię dużo bardziej niż teraz. - Mentalne wiertło zdawało się lada moment przebić na wylot czaszkę Christophera, kiedy nagle opadło. - Zapamiętaj to proszę, synu.
_______

Jedyną rzeczą jaką zastępca OSWE mógł wykrztusić z siebie chwile po rozmowie z ojcem, było ciche: Wracajmy. Natasha pokiwała znacząco głową i pomogła Christopherowi utrzymać się na nogach, które zaczęły zachowywać się niczym wata.

<Zabierz go stamtąd>

od Natashy - CD Christophera

♥ natchnienie -> <- natchnienie ♥

Restauracja, w której odbywała się kolacja, z pewnością należała do najlepszych i najbogatszych (a co za tym idzie - także najdroższych) w kraju. Na pewno także robiła wrażenie na zwykłych, szarych obywatelach, muszących codziennie walczyć o przeżycie swoje i swojej rodziny, a także o pracę, którą w każdej chwili mogą przecież stracić, a wtedy kto utrzyma żonę i trójkę dzieci czekające w domu?
Cóż, Bogiem a prawdą, Natasha nie należała do szarych obywateli.
Bywała już w podobnych lokalach, i choć przez te parę lat przerwy, jakie urządziła sobie ostatnio od zawodu agentki, szpiega, pani od zadań specjalnych czy jak by tego nie nazwać, zdążyła nieco odzwyczaić się od czerwonych dywanów, kryształowych żyrandoli, jedwabnych obrusów i ogółem mówiąc spotykanego na każdym kroku przepychu, to jednak nie czuła się niczym specjalnie przytłoczona. Zupełnie jakby restauracja była jak najbardziej zwykła i przeciętna, a ona sama wcale nie miała uczestniczyć w chorym rodzinnym zlocie, na którym pojawia się jedynie jako ładna ozdoba. Wisienka na torcie i ładne zwieńczenie obecności Christophera, nic więcej. Była tego jak najbardziej świadoma.
Być może właśnie dlatego nie uznała za stosowne w jakikolwiek sposób zareagować tak na piszczącą modelkę, jak na pozornie miłe słowa byłego prezydenta. A już na pewno nie na przymilającego się w bardzo oczywisty sposób kelnera-garderobianego, choć temu ostatniemu miała ogromną ochotę zaserwować cios w śledzionę. Już nawet prawie to zrobiła, kiedy zupełnym przypadkiem odważył się naruszyć jej przestrzeń osobistą w okolicach talii, już odkładała srebrne sztućce na serwetkę, już-już zaczynała podnosić się z krzesła, żeby mieć większą swobodę ruchów... Najwyraźniej jednak Christopher postanowił ją wyręczyć.
I była mu za to dozgonnie wdzięczna. Nie miała ochoty ujawniać swoich morderczych zdolności walki wręcz na oczach sali pełnej gości, a już na pewno nie na oczach Cunninghama Seniora, którego osoba mocno ją niepokoiła, budząc coś na kształt podstawowego, niemal zwierzęcego instynktu każącego jej trzymać się od tego starszego człowieka jak najdalej - dla dobra nie tyle swojego, co jego syna. Nie chciała zwracać na siebie aż takiej uwagi. Tak było po prostu lepiej.
Sama nie była pewna jak to się właściwie potoczyło, że nawet w ciasnym, słabo oświetlonym pokoiku nie potrafiła zapanować nad Christopherem na tyle, by zmusić go do ciągłego siedzenia na tyłku. A jednak pocałunek szybko wynagrodził jej zszargane już z lekka nerwy - był słodki i nieśmiały, zupełnie jakby był to pierwszy pocałunek w życiu mężczyzny, a ona bardzo starała się go nie spłoszyć. Pozwoliła mu objąć się nieco mocniej w talii, sama zaś objęła go jedną ręką za szyję, drugą przesuwając po jego policzku... Oderwali się od siebie nagle, kiedy przypadkiem dotknęła nieszczęsnego miejsca w które wcelował cholerny kelner.
- Och, skarbie - westchnęła, popychając go delikatnie w tył i zmuszając do ponownego klapnięcia na krzesło. Delikatnie ujęła jego twarz w dłonie i obróciła tak, by w słabym świetle jarzeniówek zawieszonych bez osłony pod sufitem móc obejrzeć kwitnącego już pod lewym okiem mężczyzny sińca. Przygryzła lekko dolną wargę.
- Nieźle się załatwiłeś - skwitowała surowo, zaraz jednak jej głos na powrót nabrał miękkości, tak przecież do niej niepodobnej. Sięgnęła znów po torebeczkę z mrożonymi wiśniami i delikatnie przyłożyła ją do rosnącej śliwy, całując przelotnie Christophera w czoło. - To było bardzo szlachetne, dziękuję. Już myślałam, że będę musiała sama pokazać mu gdzie raki zimują. A poza tym jestem pewna, że nawet z podbitym okiem będziesz bardzo przystojny.


<Nataszka, mode mama. ♥ >

wtorek, 19 lipca 2016

od Christophera - CD Natashy

Mózg podpowiadał Christopherowi, że na zwierzenia Natashy należy odpowiedzieć historią o latającym budyniu zmiksowaną ze starym przysłowiem. Mimo najszczerszych chęci mężczyzna nie mógł jednak wykrztusić z siebie nawet jednej sylaby. Powodem nie były bynajmniej słowa rudowłosej, a jej zapach. Woń piwonii i gwoździków, która przyprawiała Christophera o przyjemne zawroty głowy. Czuł, że gdyby mu tylko pozwolono, to siedziałby tak blisko Natashy przez cały wieczór.
Nagle jednak, taksówka z impetem wjechała na próg zwalniający, a chwilę później gwałtownie ścięła zakręt, przez co układ na tylnym siedzeniu nieco się zmienił. Rudowłosą prawie w całości wcisnęło w róg pomiędzy drzwiami a fotelem, natomiast Christopher musiał jedną ręką przytrzymać się zagłówka, żeby nie zmiażdżyć Natashy. 
Kolejny ostry zakręt. Mężczyzna skołowany puścił dotychczasowe oparcie i zmuszony był położyć dłoń na szybie, tuż obok głowy rudowłosej. Ich nosy zetknęły się delikatnie, a usta dzieliły dosłownie centymetry. Oboje zastygli na parę sekund, zaskoczeni tym co się właśnie stało. Nagle Christophera ogarnęło dziwaczne uczucie, którego mimo paru bliskich kontaktów z kobietami, nigdy nie doświadczył. Przekrzywił nieco głowę i jeszcze bardziej zmniejszył dystans pomiędzy nimi. Tak potwornie chciał ją teraz pocałować. Kiedy jednak wolną rękę przyłożył do twarzy Natashy, a ich wargi dosłownie się o siebie otarły, odezwał się kierowca.
- Tak, tak. Proszę bardzo. Zupełnie nie przeszkadzają mi dwie liżące się osoby, na tylnym siedzeniu mojej bryki. Nie przerywajcie sobie - zachrypiał i docisnął jeszcze gazu.
Christopher gwałtownie odsunął się od Natashy, a uszy zapłonęły mu czerwienią. Czuł się niczym dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
Do końca drogi nie uraczył kobiety nawet jednym spojrzeniem.
___________

Zjednoczona Europa była niezwykle ekskluzywną restauracją, więc kiedy rozklekotana taksówka dojechała na miejsce, wszyscy akurat obecni na parkingu obrzucili pojazd spojrzeniami pełnymi pogardy. Dopiero kiedy zobaczyli, że wysiada z niego zastępca OSWE w towarzystwie atrakcyjnej rudowłosej kobiety, zmienili złośliwe szepty na wyrazy zachwytu.
Kiedy oboje weszli do bogato zdobionego holu, para mężczyzn w nieskazitelnych uniformach pomogła zdjąć im płaszcze. Dla Christophera były to zupełnie nic nieznaczący moment, gdyby jeden z garderobianych zbyt długo nie wpatrywał się w dekolt Natashy. Cunningham poczuł się wówczas niezwykle niekomfortowo i po raz pierwszy jego umysł nie był w stanie zacząć interesować się czymś innym. Wciąż tylko widział łakomy wyraz twarzy mężczyzny.
- Wszystko w porządku? - zapytała rudowłosa.
- Nie lubię grzejników. Zjadłbym koktajl - wykrztusił bez przekonania.
Natasha widząc chyba, że coś jednak z Christopherem jest nie tak, wzięła go pod rękę. Bliskość kobiety nieco poprawiła humor Cunninghamowi, który poczuł wówczas wyraźniej zapach goździków oraz piwonii.
Powolnym krokiem weszli do wielkiej sali, pełnej złota i czerwieni. Przy każdym z perfekcyjnie nakrytych stolików siedziały znane osobistości. Politycy, biznesmeni, generałowie. Nikt więc prawie nie zwrócił uwagi na zastępce dowódców OSWE, który zaczął mówić swojej towarzyszce o rzeczach bez ładu i składu.
Christopher umilkł jednak gwałtownie, gdy jego wzrok padł na stół w samym centrum wielkiej sali. Stół przy którym siedziała jego rodzina.
Marcus i Aurelie, Therese z Seanem oraz człowiek, którego obecność mężczyzna wyczuł już podczas wysiadania z taksówki. Starał się nie patrzeć mu w oczy, ale nie dał rady. Bohater dla obywateli Europy i potwór we wspomnieniach swoich dzieci, był tą samą osobą. Był grubym starszym człowiekiem siedzącym na końcu stołu. Był Anthonym Cunninghamem i największym koszmarem Christophera.
Aurelie jak zwykle zbyt rozentuzjazmowana, zerwała się na równe nogi i podbiegła do nowo przybyłych.
- Mój boże, aleś się zmienił! To pewnie przez tą fryzurę! - Kobieta mówiąc to wciąż lekko podskakiwała, głupkowato chichocząc. W końcu objęła przerażonego Christophera, który rzucał we wszystkich kierunkach spojrzenia pełne błagania o pomoc. - Tak się cieszę, że cię widzę!


Aurelie była średniego wzrostu kobietą o olbrzymim biuście i tali osy. Choć oficjalnie wypierała się korzystania z chirurgii plastycznej, wygłaszając wiele przemówień na temat naturalnego wyglądu, to jednak mało kto jej wierzył. Szczególnie jeśli przyjrzał się ustom modelki.
- Jejku! - Aurelie przysunęła się do Natashy. - To twoja narzeczona Chriś? Tak słodko ze sobą wyglądacie! Można by was schrupać - zachichotała.
- Aurelie! - zawołał Marcus na co modelka odwróciła się na pięcie i podeszła do stołu. - Wszyscy chcielibyśmy się przywitać.
- Tak, ale nie myślałam, że Chriś sobie kogoś znajdzie. On jest taki strasznie zagubiony...
Mąż rzucił jej zabójcze spojrzenie, po czym wstał by wymienić uściski z Christopherem i Natashą, którzy właśnie podeszli bliżej.
Marcus poklepał brata po ramieniu szeroko się uśmiechając, a następnie ucałował rękę rudowłosej.
- Tak naprawdę to jesteśmy tylko znajomymi z pracy - sprostowała Natasha.
- Oczywiście. Miło mi cię poznać.
- Mi również.
Następna w kolejce była oziębła Therese, która uraczyła nowo przybyłych jedynie skinieniem głowy. Jej mąż natomiast z gracą wstał z miejsca i wymienił uściski zarówno z Christopherem i Natashą.
- Jak tam u ciebie, stary? Wszystko w porządku z nogą? - zapytał Sean przyjacielsko się uśmiechając.
- Widziałem ośmiorzędową szafę.
- Hah, zawsze byłeś taki zabawny Christopherze - zaśmiał się i klepną mężczyznę przyjacielsko w ramię. - Jakbyś jednak miał jakiś problem to wiesz gdzie mnie szukać.
Gdy Sean usiadł już na swoim miejscu, Anthony ostrożnie wstał, po czym majestatycznie przebierając nogami znalazł się koło Natashy. 
- Miło mi wiedzieć, że mój syn w końcu się ustatkowuje. Jest niezwykły, ale potrzebuje silnego wsparcie, prawda Doktor Lewis? - Anthony rzucił kobiecie spojrzenie, którym zazwyczaj raczył Christophera. Mówiło ono zwyczajnie: Nic się przede mną nie ukryje. Wiem co zrobiłaś i nie zawaham się wykorzystać tego, na twoją niekorzyść. Brakowało tylko złowieszczego chichotu. 
Natasha w żaden sposób nie skomentowała słów byłego prezydenta, ale kiedy w końcu wszyscy usiedli, wyglądała tak jakby niezmiernie cieszyła się z zakończenia parady przedstawiania.
Kelnerzy tylko na to czekając, rozdali wszystkim karty dań. Christopher zupełnie ich ignorując siedział tylko nieruchomo ze wzrokiem wbitym w obrus. Obecność jego ojca sprawiała, że czuł się paskudnie. Nie mógł wypuścić telepiących się pod czaszką myśli, które prawie na kolanach błagały go o zaszczepienie jakiejś fałszywej idei. Anthony wyczuł by to jednak i ukarał syna psychicznym bólem, więc młody mężczyzna musiał się hamować za wszelką cenę. 
- Christopher, pomóc ci coś wybrać? - zapytała Natasha, próbując zaopiekować się nim, niczym marudnym dzieckiem. - Może spaghetti z szparagami? Wygląda naprawdę obiecująco. Co o tym myślisz?
Mężczyzna pokiwał lekko głową, choć słowa rudowłosej dotarły do niego tylko po części.
Ostatecznie Natasha zamówiła dla Christophera wspomniany wyżej makaron i wodę mineralną.
Zaraz po tym gdy kelnerzy odeszli od ich stolika, odezwał się Anthony. Głos miał spokojny, ale jego oczy zdawały się wypalać dziury wszędzie gdzie tylko spojrzały.
- Słyszałem, że ostatnio długo nie było cię w pracy, Christopherze. Wszystko już w porządku z twoją nogą?
Młody mężczyzna nie odpowiedział na pytanie ojca. Uparcie milczał licząc, że może Anthony zmieni temat. Zamiast tego Christopher poczuł się tak jakby ktoś wywiercał mu dziurę w skroni. Coraz głębiej i głębiej.
- Tak - wyrzucił z siebie po chwili, nie mogąc już dłużej wytrzymać. - Już... w porządku... Dziękuję za troskę.
Anthony uśmiechnął się triumfalnie i opuścił mentalne wiertło.
- To drobiazg synu. To drobiazg.
Natasha rzuciła Christopherowi spojrzenie pełne troski, ale mężczyzna nie odpowiedział na nie w żaden możliwy sposób.
Rozmowa na szczęście zaczęła toczyć się na zupełnie inne tematy, przy czym Sean zagadnął Natashę. Tuż przed tym jak podano przystawki, Therese nieco obrażonym tonem poinformowała wszystkich, że jest w ciąży, na co wybuchnęła Aurelie symulowanym płaczem.
- Ja się kotku po prostu szybko wzruszam. To takie wspaniałe!
Christopher zapewne do końca kolacji zachowywałby się jak roślina, gdyby nie kelner, który przyniósł przystawkę dla Natashy. Mężczyzna rozpoznał w nim bowiem garderobianego o łakomym wyrazie twarzy. Tym razem również wlepiał oczy tam gdzie nie powinien. W Christopherze coś się dosłownie zagotowało. Przystawkę i spaghetti zjadł, siedząc jakby na szpilkach. Miarka przebrała się jednak dopiero kiedy garderobiany zabierał brudne talerze. Nie starał się już wówczas nawet udawać, że jest zainteresowany Natashą i bezceremonialnie przejechał dłonią po jej tali. Christopher dosłownie poczuł jak pękają w nim wszystkie hamulce. Wstał niczym w transie i przywalił garderobianemu na oczach całej sali.


Mężczyzna nie pozostał jednak Cunninghamowi zbyt długo dłużny, ponieważ już po chwili uderzył go pięścią w twarz. Christopher nie mogąc złapać równowagi upadł na z łoskotem na ziemię. Garderobiany ewidentnie chciał dobić przeciwnika, ale Marcus skutecznie uniemożliwił mu to wpakowując mężczyźnie kolano w brzuch. Wszyscy się na nich gapili, a parę osób wstało nawet ze swoich miejsc, by móc się lepiej przyjrzeć całemu zdarzeniu. Nagle rozbrzmiał głos Anthony'ego, który rozniósł się echem po całej sali.
- Czyż to nie wspaniałe stawać w obronie kobiety? Proponuję wznieść toast za dżentelmenów i nasz wspaniały kontynent! Naszą wolną Europę! Zdrowie! - mężczyzna uniósł kieliszek wypełniony szampanem i upił z niego mały łyczek. Wszyscy, za wyjątkiem garderobianego, Marcusa, Christophera oraz klęczącej koło niego Natashy, niczym zahipnotyzowani podążyli śladem byłego prezydenta. Chwilę później każdy wrócił do swoich własnych spraw.
- Wszystko w porządku? - zapytała rudowłosa przejeżdżając delikatnie ręką po policzku mężczyzny. 


- Dzwonią... chomiki. - Christopher złapał się za tył głowy, gdzie podczas upadku nabił sobie pokaźnego guza. - Umieram - jęknął.
Natasha przewróciła na to jedynie oczami i pomogła mu wstać.
- Chodź, trzeba przyłożyć ci coś zimnego.
___________

Niezwykle przejęty właściciel restauracji, pozwolił zająć Christopherowi mały i słabo oświetlony pokój w którym biznesmeni od czasu do czasu, spotykali się na prywatne rozmowy. Wręczono Natashy apteczkę oraz szczelnie zapakowane mrożone owoce i powiedziano, że mogą siedzieć tam tak długo, aż Christopher poczuje się lepiej.
Gdy tylko zostali sami, rudowłosa kazała mężczyźnie usiąść na krześle i przyłożyć sobie do głowy chłodne owoce, które nieco zmniejszyły ból.
- Lepiej? - zapytała z troską, stając przed Christopherem.
Cunningham chciał jakoś odpowiedzieć, ale wówczas zdał sobie sprawę, że jest z Natashą sam na sam. Bez żadnych taksówkarzy, czy członków jego rąbniętej rodziny.
Mężczyzna odłożył mrożonkę i wstał. Rudowłosa wyglądał na nieco zdziwioną, a jej usta układały się tak jakby miała coś zaraz powiedzieć.
Christopher przyjrzał się Natashy bardzo uważnie. Nie mógł bowiem zrozumieć czemu w obecności tej kobiety jego świadomość balansuje na krawędzi dwóch osobowości. Nikt nigdy wcześniej nie działał w taki sposób na Cunninghama. Był wciąż tym dobrym sobą, ale o znacznie trzeźwiej analizującym umyśle.


Christopher pochylił się i położył dłonie na tali Natashy. Panicznie bojąc się, że tym razem rudowłosa od niego ucieknie, pocałował ją okropnie niezdarnie o mały włos się przy tym nie wywracając.




<Żądam więcej "Awwwww" momentów. :3>

niedziela, 29 maja 2016

od Natashy - CD Christophera

Natasha lubiła deszcz. Krople wody siąpiące z nieba niczym łzy skapujące z chmurnego oblicza boskiej istoty kojarzyły jej się z dzieciństwem, szczęśliwie spędzonym w domu byłego rosyjskiego żołnierza, kiedy nie miała problemów i nie wiedziała jeszcze, co to zmartwienia. Nie znała smaku porażki, bólu, odrzucenia, jakimi cechuje się prawdziwe życie prawdziwego dorosłego człowieka w tym prawdziwym świecie, w którym przyszło im wszystkim żyć.
Lubiła deszcz. Wprawiał ją w stan zadumy i przyjemnego zamyślenia, w pewien specyficzny, nie do końca dla niej zrozumiały sposób, skłaniał do refleksji nad samą sobą, nad tym, co robiła i co udało jej się osiągnąć.
Taksówka podjechała po niemal dziesięciu minutach spóźnienia, przy okazji wjeżdżając z rozpędem w pokaźną kałużę, jaka zdążyła zebrać się w zagłębieniu w asfalcie tuż przy chodniku. Doktor Lewis odskoczyła gorączkowo, ciągnąc za sobą Christophera i zmuszając go tym do cofnięcia się przed brudną wodą, którą niemal oboje zostali ochlapani. Mężczyzna obdarzył ją przelotnym, zdezorientowanym spojrzeniem, po czym przepuścił w wejściu, składając parasol.
Wnętrze taksówki okazało się zaskakująco ciasne, nawet dla dwóch osób. Ociekający wodą czarny parasol wylądował pod tylną szybą samochodu, a Cunningham ułożył wygodnie głowę na ramieniu Natashy. Ta zmarszczyła lekko brwi, słysząc jego pytanie, nadzwyczaj przytomne, sensowne i logiczne.
Chwilę potrwało nim udało jej się zastanowić nad odpowiedzią. Westchnęła cicho, zerkając na wpatrującego się w nią z dołu szczenięcym wzrokiem mężczyznę. W dziwnym, zaskakującym dla niej samej odruchu odsunęła mu z czoła mokre, włażące w oczy włosy, a na jej usta wpłynął miękki uśmiech, podobny do tych, którymi matki obdarzają swoje pociechy. Oparła się policzkiem o czubek głowy Christophera, wpatrując bez większego zainteresowania w zalewaną strugami deszczu przednią szybę taksówki i pracujące na najwyższych obrotach wycieraczki, śmigające w obie strony tak szybko, że wydawały się być jedynie niewyraźnymi, czarnymi smugami. Znów westchnęła, tym razem o wiele, wiele ciszej, jakby bała się, że nawet niewinnym westchnieniem może coś zepsuć.
- O życiu - odparła cicho, przymykając powieki. Samochód podskoczył na nierównościach asfaltu. - Jako dziecko miałam wielkie palny. Chciałam zostać tancerką baletową, primabaleriną, sławną na cały świat. Taką, na której występy zjeżdżaliby się sami najbogatsi ludzie. I chyba nawet przez chwilę nią byłam, wiesz? A potem wszystko zaczęło mi się walić, odeszli ludzie, których kochałam, przyjaciele zostali zamordowani, a ja czułam się taka samotna i zagubiona, i mała wobec potęgi losu... i proszę, z baletnicy zostałam emerytowaną agentką-zabójczynią. Czy to nie zabawne, jak bardzo życie potrafi z nas zażartować?
Odpowiedziała jej cisza. Natasha otworzyła oczy i z pewnym wahaniem ponownie zerknęła na Christophera, znów napotykając to samo zagubione, szczenięce spojrzenie. Uśmiechnęła się z czułością.
- Przepraszam - wyszeptała, znów odsuwając mu z twarzy zmoczone deszczem kosmyki włosów, uparcie wracające na swoje miejsce. - Nie powinnam cię tym wszystkim zarzucać. Masz własne problemy... a poza tym to przeszłość. Po co rozpamiętywać coś, czego i tak nie można zmienić?


<Tak filozofhhhhhhiczhhhnie.
Also nie mam gifa, ale dostaniesz za to ładny obrazek.>

wtorek, 3 maja 2016

od Rity - CD Michael'a

Jegomość nonszalanckim i pewnym siebie krokiem wyszedł z baru zostawiając Ritę samą z pustą szklanką i rachunkiem do zapłacenia. Zawołała barmana. Zdjęcie Freemana nadal leżało rozłożone na stole. Barman, mężczyzna po trzydziestce w śmiesznie schludnym stroju odebrał o niej należność. Zatrzymał się na sekundę, aby przyjrzeć się zdjęciu. Przez tę właśnie sekundę na twarzy mężczyzny rozszalała się burza emocji. Korzystając z chwili, Tropicielka oderwała jego wzrok od zdjęcia stanowczym pytaniem.
- Zna pan tego człowieka? 
- Często pojawiał się tu wieczorami – odpowiedź była stanowczo za krótka.
- Na pewno wie pan coś więcej – po szybkich oględzinach mężczyzny dodała – macie podobne zainteresowania. Kto kupował towar? Pan, czy Marcus Freeman?
Barman blady jak ściana spojrzał na nią, jakby zobaczył ducha. Patrzył by tak pewnie w nieskończoność, gdyby Stark nie ściągnęła go na ziemię głośnym i natarczywym chrząknięciem.
- On… - zaczął łamiącym się od strachu głosem – często tu przychodził i oferował towar różnym ludziom… Skąd pani… Czy jest pani z policji?
- Nie – uspokoiła go – kiedy ostatni raz coś pan od niego kupował?
- Tydzień temu – na twarzy mężczyzny pojawiało się coraz więcej kolorów – ale widziałem go dwa dni temu, gdy próbował wciskać swoim klientom nowy specyfik.
Rita poruszyła się na tę wiadomość. Oparła się łokciami na blacie baru i przybliżyła w ten sposób to przesłuchiwanego. Jej niebieskie oczy wpatrywały się natarczywie w ciemnobrązowe tęczówki barmana.
- Pamięta pan jak się nazywał?
- Ym… - widać było, że owe spojrzenie trochę go krępowało – nazywał to „Napoleonem”, ale prawdziwej nazwy nie podawał.
Mężczyzna był najwyraźniej zmęczony pytaniami, jednak Rita chciała z niego wyciągnąć trochę więcej.
- Jest coś jeszcze – powiedziała wpatrując się w jego źrenice – zdarzenie… osoba… kobieta…
- Przepraszam panią bardzo, ale muszę zając się swoją pracą. Do widzenia.
Barman, znowuż blady odszedł szybko od tropicielki w kierunku głodomora w kapturze. Jasnowłosa wiedziała, że nic więcej z mężczyzny by nie wyciągnęła w tym momencie. Wyszła więc pokornie z baru. Okazało się, że czas w tym miejscu przemijał znacznie szybciej. Słońce skryte za toksycznymi chmurami i smogiem powolnie opadało za horyzont. Tropicielka zatrzymała taksówkę i wróciła do domu.
*
Półtorej godziny później, z głową pękającą od wszelakich teorii odnośnie morderstwa Marcusa Freemana, sprzątnęła na błysk swoje cztery ściany. Dokładnie wymyła się i ubrała, po czym wyszła z domu. Podeszła do zakapturzonej postaci, która stała „ukryta” pod lampą uliczną po drugiej stronie ulicy.
- Dobry wieczór – powitała osobę - czy mógłbyś, proszę, powiadomić mojego brata, że proszę go, aby stawił się u mnie jeszcze dziś?
Obcy skinął głową zbyt zaskoczony, aby cokolwiek odpowiedzieć. Wywiązał się jednak ze swojego zadania i prawie godzinę później pod blok jasnowłosej zajechał elegancki samochód Edwarda Starka. Właściciel, nie tak schludny co jego auto, podszedł spokojnie do swojej siostry.
- Czego chcesz? – spytał na powitanie.
- Też miło cię widzieć, braciszku – uśmiech, który pojawił się w jednej chwili na jej twarzy zniknął równie szybko – to sprawa zawodowa, więc może zechciałbyś zaszczycić moje mieszkanie twoją obecnością.
Edward nie wyglądał na uradowanego, lecz postąpił jak mu kazano. Zdziwił się widząc mieszkanie siostrzyczki czystym jak łza. Zdjął płaszcz i usiadł przy kuchennym stole.
- Kawy, herbaty? – zaproponowała Rita.
- Dziękuję – odparł - nie zamierzam być długo.
- Dlatego rozsiadłeś się jak na trzy godzinne spotkanie?
Edward zgromił siostrę wzrokiem. Nienawidził gdy analizowała jego zachowanie i wykorzystywała swoje umiejętności przeciwko niemu. Gdy dwie gorące kawy znalazły się na stole rodzeństwo rozpoczęło dialog.
- Mów od razu w czym rzecz – zaczął mężczyzna – nie baw się w żadne pogawędki.
- Skoro nalegasz – Ritę ucieszyła ta bezpośredniość brata – czy słyszałeś może o Napoleonie?
- Rozumiem, że raczej nie chodzi ci o francuskiego króla i wspaniałego dowódcy sprzed kilkuset lat?
- Nie mylisz się – potwierdziła- poza tym był cesarzem Francuzów.
Lekarz machnął tylko ręką na jej uwagę.
- Jest nowy towar na rynku o takiej nazwie, wiesz coś może?
- Nie jestem miłośnikiem zatruwania się takimi używkami, więc czemu mnie o to pytasz?
- Fakt, nie jesteś, ale dobrze wiemy, że masz kontakt z narkomanami w swoim zawodzie.
- Coś słyszałem – przyznał wreszcie po chwili milczenia – niesamowicie mocne gó.wno. Przez pierwsze trzy godziny „ofiara” ma silne halucynacje, zazwyczaj pozytywne, jednak później staje się agresywna i chętna do walki.
- Dość wiele wiesz na ten temat – wbrew swojej woli zauważyła Tropicielka.
- Mam pacjenta który to wziął – Rita wyprostowała się na tę wieść.
- Dasz mi go jutro na parę chwil?
- Mężczyzna jest w śpiączce od dwóch tygodni – odparł – kolejna „zdolność” Napoleona.
Rodzeństwo zakończyło rozmowę. Oboje dopili swoje kawy. Siostra odprowadziła brata do drzwi. Ten ubrał się i już miał wyjść gdy odwrócił się nagle do jasnowłosej.
- Uważaj na siebie – powiedział ze szczerą troską w głosie – zadzwoń do rodziców. Trochę się niepokoją… I nie strasz tak „moich” detektywów.
Na ostatnią radę oboje uśmiechnęli się życzliwie do siebie. Następnie bez zbędnych pożegnań Edward wyszedł z mieszkania młodszej siostry. Nie wiedząc czemu, Rita nagle poczuła jak ogarnął ją melancholijny smutek, a nawet strach przed samotnością i utratą bliskich…
*
~Następnego dnia~
Niedługo po pojawieniu się na zegarze drugiej po południu Rita weszła do baru. Od razu dostrzegła charakterystyczną fryzurę Nieśmiertelnego, z którym wczoraj rozmawiała. Podeszła więc do lady tym razem nic nie zamawiając.

<Michael?>

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

od Christophera - CD Natashy

Christopher nie należał raczej do grona wybitnych gospodarzy. Winą za ten defekt należy obarczać głownie specyficzną osobowość mężczyzny, a także brak odpowiednich instrukcji jak powinno się postępować w obecności gości.
Tak więc Christopher zrobił to co jego zaspane racjonalne myślenie uznało za najbardziej właściwe. A mianowicie powlókł się do kuchni i usiadł na metalowym krześle z podkulonymi nogami. Następnie sięgną po mały niebieski kubek oraz drewniane pałeczki i starał się skonsumować podwieczorek o konsystencji galaretki. Konsekwentne ignorowanie zaistniałej sytuacji, oto sposób Christophera na przyjęcie gościa.
Natasha nie wyglądała jednak na zdziwioną tym faktem. Zmarszczyła jedynie czoło, po czym kiwając z politowaniem głową, podała mężczyźnie łyżkę, która jak gdyby nigdy nic leżała sobie na zawalonym kuchennym blacie. Uprzednio jednak, Natasha zatroszczyła się oto aby wyjąć Christopherowi z ręki drewniane pałeczki zupełnie nie nadające się do jedzenia czegoś o konsystencji galaretki.


Mężczyzna zrobił minę zganionego psa i wrócił posłusznie do posiłku. Kątem oka obserwował jednak, jak Natasha zwiedzała jego mieszkanie. Poruszała się przy tym zgrabnie niczym kot starając się nie przewrócić żadnej z piramid książek, które co chwila wyrastały z podłogi. Nagle mały robot do tej pory stojący spokojnie w koncie, podjechał do Natashy.
- Rozpoczynam procedurę identyfikacji.- Światełka maszyny zaświeciły się na czerwono.- Numer identyfikacyjny 88304661. Rozpoznano. Natasha Valentine Florence Lewis, lat 30, ur. 11 stycznia 2103, rodzice nieznani, pracownik OSWE. Status: brak potwierdzonego zagrożenia. Procedura zakończona.
Rudowłosa spojrzała pytająco na mężczyznę, jednak ten tylko się rozbrajająco uśmiechnął i kontynuował posiłek.
- Proszę podać cel wizyty.- Zaskrzeczał robot.
- Kolacja- opowiedziała twardo Natasha na co maszyna zmieniła kolor światełek na niebieski.
- Przetwarzanie w toku. Zasięganie wymaganych informacji oraz autoryzacja poleceń.- chwilę trwało nim robot odezwał się ponownie.- Przetwarzanie zakończone. Kolacja o ósmej w restauracji Zjednoczona Europa. Zaproszony Christopher Hector Cunningham-Blackburn i Natasha Valentine Florence Lewis jako osoba towarzysząca. Proszę podążyć za mną Doktor Lewis. Janet kazała dać Pani sukienkę.
- Sukienkę? Ale skąd...- Natasha wyglądała na zupełnie zbitą z tropu.
- Janet miała nadzieję, że Pan Cunningham pewnego dnia znajdzie osobę towarzyszącą. Mamy sukienkę i buty w każdym możliwym rozmiarze.
_______

Pół godziny później gdy już jakimś cudem Christopherowi udało się założyć czarny garnitur, mężczyzna opadł zrezygnowany na swoje niepościelone łóżko na którym smacznie pochrapywał Basil. Mimo głośnych protestów robota, Cunningham postanowił go zupełnie zignorować i przytulił się do zdezorientowanego psa. 
Niespodziewanie dało się słyszeć szczęk zamka, a w powietrzu uniosły się czyjeś zdecydowane kroki. Natasha stanęła w progu sypialni i spojrzała zdziwiona na Christophera. Kobieta miała na sobie prostą czarną sukienkę kończącą się nieco nad kolanem. Ognisto rude włosy miękko opadały jej na nagie ramiona. 
- Doktor Lewis, wystosowuję do Pani prośbę o zawiązanie Panu Cunninghamowi krawatu. 
Natasha kilkakrotnie przeniosła wzrok z robota na mężczyznę, po czym wzdychając chwyciła czarny materiał trzymany przez maszynę i miękkim krokiem podeszła do łóżka.
- Choć Christopher, trzeba uratować... króliki. Tak, króliki.- Kobieta przewróciła oczami.
Mężczyzna o dziwno od razu zareagował. Puścił psa i usiadł na krawędzi materaca racząc Natashę spojrzeniem zagubionego dziecka.
Rudowłosa kucnęła obok mężczyzny, po czym sprawie zawiązała mu czarny krawat. Christopher cały czas uważnie ją obserwował. Sam właściwie nie rozumiał czemu porzucił myśli o kółkach w krześle obrotowym, aby skupić uwagę akurat na Natashy.
- Gotowe.- Kobieta klepnęła lekko Christophera w ramię i powoli wstała.
- Taksówka zaraz podjedzie. Panie Cunningham, proszę ubrać płaszcz wiszący na wieszaku nr. 2 i poczekać na transport wraz z Doktor Lewis.
Christopher był już w połowie drogi do salonu, gdy spostrzegł, że Natasha przyglądała się jego imponującej kolekcji książek. Podszedł do niej miękko, po czym szepnął rudowłosej na ucho.
- Tylko na papierze są rzeczy, których nigdy nie zapomnę. Będzie dzisiaj padać monitorami i budyniem. Mam nadzieję, że ludzie lubią herbatniki. Smakuje trochę jak stara gazeta.


Christopher wziął parę książek i przełożył w inne miejsce. Piramida ciężkich tomiszczy lekko się zachwiała, ale ostatecznie postanowiła nie runąć. Dało się słyszeć ciche westchnięcie ulgi.
_______

Faktycznie na zewnątrz padało, ale nie monitorami i budyniem, a lodowatą wodą. Cunningham wraz z rudowłosą stali stłoczeni pod czarną parasolką, czekając na taksówkę, która z każdą minutą była coraz bardziej spóźniona.
Gdy w końcu stare klekoczące auto raczyło się pojawić Christopher i Natasha byli już porządnie zmarznięci. Wgramolili się jakoś na tylne siedzenie, po czym taksówkarz nie pytając o cel podróży mocno przycisnął pedał gazu.
Mijali ulice skąpane w deszczu i ludzi pędzących nie wiadomo dokąd przy tak silnej ulewie.
Christopher przysunął się do Natashy, by położyć głowę na jej ramieniu. Następnie zadał chyba najbardziej normalne pytanie w całym swoim dotychczasowym życiu.
- O czym teraz myślisz?

<W końcu zdecydowałam się na te dwa gify. c: >

od Natashy - CD Christophera

Natasha szybko wróciła do pracy, jak to zresztą robiła za każdym razem w latach spędzonych w wywiadzie. Nie było takiej rany, ciętej, szarpanej czy też postrzałowej, która mogłaby przykuć ją do łóżka na dłużej niż marne parę dni, a i te wytrzymywała przeważnie z ogromnym trudem. Zdawała się bowiem mieć taki gen, który wręcz kazał jej być w ciągłym ruchu. Nienawidziła lenistwa i nicnierobienia.
Zawsze był przecież jakiś wróg do usunięcia, jakieś tajne informacje do zdobycia lub jakaś pilnie strzeżona baza do zinfiltrowania. Lub kolejne projekty do zrealizowania.
Przecież geniusze z jej wydziału nie poradziliby sobie bez jej pomocy.
Nic więc dziwnego, że już następnego dnia była na nogach i w pracy. Dosłownie. Z drugiej zresztą strony nic poważnego się jej przecież nie stało - ot, parę siniaków, delikatne wstrząśnienie mózgu i niewielka rana na skroni. W porównaniu do obrażeń, jakie przynosiła z misji kiedyś, to był przysłowiowy pikuś.
Pomysł odwiedzenia uroczo nierozgarniętego zastępcy nie był tak właściwie do końca jej. A nawet w całości nie jej. Wyskoczył z nim Lewis, jeden z jej współpracowników, jakieś dwa tygodnie po wszystkich tych wprowadzających chaos wydarzeniach, kiedy burza i zaniepokojone głosy w głównej siedzibie OSWE odrobinę już przycichły. Natasha z kolei zastanawiała się nad nią kolejny tydzień - co było zupełnie nie w jej stylu, ale odkryła ten fakt dopiero dużo później - a gdy wreszcie zdecydowała, że fakt, może jednak wypadałoby zobaczyć czy Christopher w ogóle jeszcze żyje, wszechświat nagle zaczął sprzysięgać się przeciwko niej.
Osiem dni minęło, nim w końcu stanęła pod drzwiami niewielkiego mieszkania w starym bloku, którego adres uzyskała właściwie tylko i wyłącznie dzięki znajomościom w administracji OSWE. Byłą wykończona serią niefortunnych wypadków, które nawiedzały jej życie przez ostatni tydzień. Były to małe z punktu widzenia szefostwa, ale za to ogromne dla jej wydziału katastrofy, z którymi trzeba było porazić sobie możliwie jak najszybciej. I udało im się. Okupili to wieloma godzinami ciężkiej pracy i kilkoma zarwanymi, spędzonymi w laboratorium nocami, byli zmęczenia i rozdrażnieni, ale udało się. I z czystymi sumieniami mogli być z tego jak najbardziej dumni.
Tekst o jej niskim wzroście sprawił, że przez chwilę nie umiała wydobyć z siebie głosu. Podobnie zresztą jak propozycja wspólnej kolacji.
Natasha nie pamiętała kiedy ostatnio gdziekolwiek z kimkolwiek wychodziła. Prawdopodobnie było to jakieś dwanaście lat temu, gdy była jeszcze młodą mężatką, a anie bezlitosną zabójczynią na przedwczesnej emeryturze.
Więc właściwie czemu by nie spróbować wrócić do posiadania czegoś takiego jak życie prywatne?
- Pójdę - westchnęła po chwili milczenia, uśmiechając tym typem uśmiechu, którym matki obdarzają rozczulające wysiłki swoich dzieci. Nie czekając na zaproszenie przekroczyła próg, obrzucając taksującym spojrzeniem wnętrze niewielkiej kawalerki.


<Chujowa ta moja dzisiejsza twórczość, sorasy.>